Sztuczne cele, kruche plany,
papierowi ludzie, lecz nie Ty,
oparta o szybę,
latarnie naprzemiennie oświetlają twarz,
półcienie wyostrzają rysy,
powiew zrywa Twe włosy.
Drogi bez ludzi tylko my i księżyc i te miasto wokół.
W podróży, wiecznie w trasie, ku marzeniom,
odzyskać szczęście, prawdziwe życie,
bez sztucznych celów,
bez papierowości tego wszystkiego.
Zdobywać się na odwagę, ku wolności
i łamać wszelkie granice, wyobraźni.
W oddali inne miasta, świecą jak zapałki,
droga kręta, jak zwierciadło,
autostrada donikąd i do wszystkiego,
do miłości, z miłością tuż przy mnie,
na drugim fotelu, w tym momencie nic się nie liczy,
tylko ta sekunda.
Wieczność składa się z niezliczonych chwil,
które stają się przeszłością,
dając miejsca na nowe, młode wyzwania.
Poświęcać się dla dobra kogoś, to wszystko coś znaczy.
Każdy marzy,
każdy kocha,
każdy szanuje.
Wszystko wokół jest ulotne, tylko nie Ty.
Miłość jest czymś więcej, lecz słowa tego nie opiszą,
tutaj trzeba czuć,
jak ten powiew na twarzy, jak blask tych latarni,
jakby patrząc na te miasta z ostatniego piętra
i dostrzegać.
Rzeczywistość nigdy nie oddaje w pełni wyobrażeń.
Mógłbym patrzeć na Ciebie, lecz nie z góry,
a z bliska, tonąć w Twych oczach;
byś wpuściła mnie do serca,
tego prawdziwego,
nie kruchego,
nie papierowego.
Bym mógł stać na dachu wieżowca
i patrzeć z Tobą na migoczące kształty ulic,
wijących się w nieskończoność.